Rano -woda z cytryną i sok z marchwi
jabłka i kapusty. Ja lubię takie zestawienie, Artek chyba średnio
ale nie protestował ;) Do pracy dostał krem z buraków z
wczoraj i leczo oraz dwa jabłka.
Ja jadłam w ciągu dnia:
krem z buraków,
surówkę z kapusty kiszonej, jabłka i
marchewki,
surówkę z sałaty masłowej,
roszponki, pomidorów i czerwonej cebuli,
surówkę ze szpinaku, pomidorów i
cebuli,
zupę z marchwi, dyni i imbiru –
cudowna i także brak tłuszczu jej nie szkodzi. Wiem, że dla
zwolenników Montignaca taka zupa jest niejadalna, ze względu na
gotowaną marchew, na dodatek zmiksowaną ;) Ale ja tę zupę po
prostu uwielbiam. A kolor ma obłędny! Przesadziłam trochę z
imbirem, była gorzkawa.
Ugotowałam tez zupę selerową z
chrzanem i szpinakiem. Chrzan sama tarłam bo te w słoikach to mają
więcej dodatków niż tego niby-podstawowego składnika. Zupę
gotowałam według przepisu z bloga „dieta warzywno-owocowa” ale
oczywiście trochę zmieniłam. Wyszła całkiem niezła.
Ponownie odstawiłam vegetę i
postanowiłam odzwyczajać się od soli. Do tej pory soliłam sporo.
Teraz jak ugotowałam te zupy to Artek musiał sobie dosolić, choć
sam solił zawsze mniej niż ja. Spróbuję przyzwyczaić się do
małej ilości soli. Podobno potrzeba tylko 72 godzin na to.
Zobaczymy... ;)
Samopoczucie – bez szału. Trochę
jestem rozczarowana, bo na razie nie odczuwam jakichś
spektakularnych efektów. Ludzie piszą, że czują się na tej
diecie rewelacyjnie. Ja tam czuję się tak jak zwykle, tylko trochę
osłabiona. Czy to znaczy że zawsze przed dietą czułam się
rewelacyjnie? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz