poniedziałek, 24 listopada 2014

Niedziela - dzień dziewiąty

Rano woda z cytryną

Potem Artek zjadł wczorajszy szpinak a ja zupę brukselkowo-cukiniową.

Na obiad zrobiłam escalivadę w ilości takiej, żeby była dla Artka na poniedziałek do pracy.

Był u nas znajomy i graliśmy w scrabble jako przekąski mając pokrojone w słupki marchew, białą rzepę i kalarepkę. Popijaliśmy sokiem marchwiowo-jabłkowym.

Trochę już jestem jednak zmęczona tą dietą. Zbyt monotonne jest jedzenie tylko warzyw.

Dzisiaj Ula z koleżanką piekłu muffinki i ślinka mi ciekła na ich widok. Chyba mam lekki kryzys...

Na kolację Artek zrobił kapustę pekińską.
 
Wieczorem ugotowałam jeszcze zupę cukinowo-cebulową z imbirem.
Na twarzy rano pojawiły mi się czerwone plamy, jakby uczulenie na coś. Potem zeszło.

Wieczorem bolał mnie żołądek. Dość mocno. Do rana przeszło bez żadnych interwencji.

Boje się o tym pisać ale ustały moje bóle kręgosłupa w odcinku lędźwiowym. Były naprawdę paskudne. Czasami miałam problem żeby wstać a jak już wstałam to nie mogłam ruszyć z miejsca. Wczoraj uświadomiłam sobie, że już mnie nie boli, czuję, że mam kręgosłup ale to nie jest taki ból jak przedtem. No i teraz pytanie – czy to efekt postu, czy cotygodniowych masaży?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz