sobota, 22 listopada 2014

Piątek - dzień siódmy


Rano – woda z cytryną i sok z marchwi i jabłek.

Artek dostał do pracy zupę marchwiowo-dyniową i gaspacho oraz dwa pieczone jabłka.

Ja cały dzień jadłam resztki z dni poprzednich bo nazbierało się tego trochę ;) Zrobiłam tylko surówkę z rzodkiewki i szczypiorku – mniam.

Poza tym miałam zachciankę i zjadłam 4 mandarynki. Artek kupił kiwi, więc zjadłam jedno a on kilka. Troszkę zaszaleliśmy. ;)

Na ciepło pijemy:

ja – zieloną herbatę z pomarańczami albo z pigwą. Nabyłam kiedyś takie w Biedronce i są jak znalazł. Tych pomarańczy i pigwy jest w nich co kot napłakał więc zakładam, że mogę je pić.

Artek kupił dla siebie różne herbaty ziołowe – lipę, rumianek, mięte, pokrzywę. Herbata z lipy z jakiejś nie znanej mi wcześniej firmy Biofix, pięknie pachnie miodem lipowym. Stwierdziliśmy, że trzeba kupić inna i sprawdzić czy też tak pachnie, bo może to efekt poprawienia naszego powonienia ;)

Minął nam półmetek. Nie było jakoś specjalnie ciężko. Zaczynamy się zastanawiać co będzie po diecie. Artek zaproponował dodawanie codziennie innego, ale tylko jednego produktu. Jest to jakaś opcja. Ja zaczynam myśleć o przedłużeniu diety o jeszcze jeden tydzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz