Ostatnie trzy dni były podobne do poprzednich. Niczego nowego nie wymyśliłam.
Post skończyliśmy w 14 dniu.
Nie wychodziliśmy z postu długo. Praktycznie od razu wprowadziłam tłuszcze, nabiał w postaci serów (głównie mozarella biała) i kaszę jaglaną. Jedliśmy też gotowane mięso indyka i pieczoną rybę.
Minął tydzień na "normalnej" diecie a ja już widzę, że w czasie postu czułam się dużo lepiej. Wróciły moje dolegliwości refluksowe, Czuje się trochę cięższa, choć trzymam aktualnie wagę około 86 kg.
Odkrywam nowe dania - lżejsze i częściej bezmięsne. Nie używam pszenicy. Zamiast tego stosuję mąkę orkiszową. Rodzinka powoli się przyzwyczaja, nawet dzieci. Nawet niereformowalny, zdawałoby się, Patryk daje radę bez problemu zjeść pizzę z mąki orkiszowej. Na razie mam tylko problem z makaronem i bułami które mój syn wsuwa na co dzień. Ale myślę, że powoli i z tym sobie jakoś poradzę. Albo odpuszczę ;)
Post Daniela
Dieta warzywno-owocowa,oczyszczanie organizmu. Moje zmagania.
czwartek, 4 grudnia 2014
wtorek, 25 listopada 2014
Poniedziałek – dzień dziesiąty
Rano woda z cytryną i sok
marchwiowo-jabłkowy.
Artek dostał do pracy zupę
cukiniowo-cebulową i escalivadę oraz dwa jabłka.
Ja zjadłam surówkę z pomidorów i
ogórków, zupę cukiniową, escalivadę.
Popołudniu ugotowałam krem
buraczano-jabłkowy ze śliwką ale tym razem dodałam za dużo
jabłek i wyszedł strasznie słodki. Poza tym ugotowałam zupę
porowa, którą zamiast zakazanym ziemniakiem, zagęściłam rzepą.
Wyszła beznadziejna, tym bardziej, że bardzo ograniczam sól.
Zrobiliśmy też leczo wspólnymi
siłami – tzn. ja pokroiłam jarzynki, a Artek doprawił.
Na deser zjedliśmy po grapefruicie.
Zmęczona jestem już tym jarzynowym
jedzeniem. Ja może bym jeszcze wytrzymała na surówkach ale żal mi
patrzeć na Artka jak wcina zielsko ;).
Jest dość zadowolony bo zrzucił do
tej pory 6 kg. Ze mnie spadło 5 kg. Dotrzymamy do piątku a od
soboty zaczynam powoli wprowadzać inne produkty w wersjach jak
najmniej tuczących.
Rozważam inne metody oczyszczania
organizmu... ;)
Wypiłabym lampkę wina...
poniedziałek, 24 listopada 2014
Niedziela - dzień dziewiąty
Rano woda z cytryną
Potem Artek zjadł wczorajszy szpinak a
ja zupę brukselkowo-cukiniową.
Na obiad zrobiłam escalivadę w ilości
takiej, żeby była dla Artka na poniedziałek do pracy.
Był u nas znajomy i graliśmy w
scrabble jako przekąski mając pokrojone w słupki marchew, białą
rzepę i kalarepkę. Popijaliśmy sokiem marchwiowo-jabłkowym.
Trochę już jestem jednak zmęczona tą
dietą. Zbyt monotonne jest jedzenie tylko warzyw.
Dzisiaj Ula z koleżanką piekłu
muffinki i ślinka mi ciekła na ich widok. Chyba mam lekki kryzys...
Na kolację Artek zrobił kapustę
pekińską.
Wieczorem ugotowałam jeszcze zupę cukinowo-cebulową z imbirem.
Na twarzy rano pojawiły mi się
czerwone plamy, jakby uczulenie na coś. Potem zeszło.
Wieczorem bolał mnie żołądek. Dość
mocno. Do rana przeszło bez żadnych interwencji.
Boje się o tym pisać ale ustały moje
bóle kręgosłupa w odcinku lędźwiowym. Były naprawdę paskudne.
Czasami miałam problem żeby wstać a jak już wstałam to nie
mogłam ruszyć z miejsca. Wczoraj uświadomiłam sobie, że już
mnie nie boli, czuję, że mam kręgosłup ale to nie jest taki ból
jak przedtem. No i teraz pytanie – czy to efekt postu, czy
cotygodniowych masaży?
niedziela, 23 listopada 2014
Sobota – dzień ósmy
Rano woda z sokiem. Ciepła herbata
ziołowa.
Potem surówka z rzodkiewki i
szczypiorku.
Znaleźliśmy fajny przepis z kuchni
hiszpańskiej – sałatkę z grillowanych warzyw, escalivada.
Zrobiłam ją bez oliwy i anchois. Zjedliśmy na ciepło – była
pyszna. Jak nam się skończy dieta to będziemy też taką jeść
tylko już z dodatkami ;) Przy okazji upiekłam więcej papryki,
cebuli i pomidorów i zrobiłam z nich zupę. Też wyszła świetna.
Teraz już chyba do zupy z pieczonej papryki będę zawsze dodawać
pieczoną cebulę zamiast smażonej.
Wieczorem Artek znowu zrobił szpinak
duszony. Ja sałatkę z młodego szpinaku, pomidorków i czerwonej
cebuli. Dodałam świeżego czosnku ale chyba za dużo.
Ugotowałam też zupę
brukselkowo-cukiniową. Ciekawa w smaku.
sobota, 22 listopada 2014
Piątek - dzień siódmy
Rano – woda z cytryną i sok z
marchwi i jabłek.
Artek dostał do pracy zupę
marchwiowo-dyniową i gaspacho oraz dwa pieczone jabłka.
Ja cały dzień jadłam resztki z dni
poprzednich bo nazbierało się tego trochę ;) Zrobiłam tylko
surówkę z rzodkiewki i szczypiorku – mniam.
Poza tym miałam zachciankę i zjadłam
4 mandarynki. Artek kupił kiwi, więc zjadłam jedno a on kilka.
Troszkę zaszaleliśmy. ;)
Na ciepło pijemy:
ja – zieloną herbatę z pomarańczami
albo z pigwą. Nabyłam kiedyś takie w Biedronce i są jak znalazł.
Tych pomarańczy i pigwy jest w nich co kot napłakał więc
zakładam, że mogę je pić.
Artek kupił dla siebie różne herbaty
ziołowe – lipę, rumianek, mięte, pokrzywę. Herbata z lipy z
jakiejś nie znanej mi wcześniej firmy Biofix, pięknie pachnie
miodem lipowym. Stwierdziliśmy, że trzeba kupić inna i sprawdzić
czy też tak pachnie, bo może to efekt poprawienia naszego
powonienia ;)
Minął nam półmetek. Nie było jakoś
specjalnie ciężko. Zaczynamy się zastanawiać co będzie po
diecie. Artek zaproponował dodawanie codziennie innego, ale tylko
jednego produktu. Jest to jakaś opcja. Ja zaczynam myśleć o
przedłużeniu diety o jeszcze jeden tydzień.
piątek, 21 listopada 2014
Czwartek – dzień szósty
Zaczęty jak zwykle - wodą z sokiem
cytrynowym i sokiem, dzisiaj marchwiowo-jabłkowym. Wodę z sokiem z
cytryny powinno się pić w temperaturze powyżej temperatury ciała
człowieka. Chodzi o to, żeby nie wychładzać organizmu od razu po
wstaniu.
Artek dostał do pracy zupę
selerowo-chrzanową ze szpinakiem, leczo i jabłka.
Ja jadłam:
zupę z marchwi i dyni z imbirem.
Trochę ją poprawiłam bo miała za dużo imbiru.
Surówkę z kiszonej kapusty, marchwi i
jabłka.
Surówkę z surowych buraków i
kiszonych ogórków z koperkiem – całkiem całkiem, ale szału nie
ma. Pewnie byłaby lepsza z odrobiną oleju.
Surówkę z sałaty strzępiastej,
pomidorów i cebuli czerwonej.
Wieczorem zrobiliśmy gaspacho a Artek
przyrządził sobie szpinak. Stwierdziliśmy, że skoro mamy
jeść tylko warzywa to chociaż jedzmy tylko te co nam smakują. Nie
będziemy zatem na siłę jeść gotowanej kapusty czy rzepy na
surowo ;)
Upiekłam jeszcze jabłka z malinami
posłodzone ksylitolem.
Stwierdziłam, że za mało piję.
Postanowiłam wypijać codziennie dwie półtoralitrowe butelki wody.
Zobaczymy czy dam radę. Najgorsze jest to, że do sikania latam
bardzo często i muszę pilnować, żeby znajdować się zawsze
blisko jakiejś toalety. Wczoraj utkwiłam w korku i było... hmm
dość ciężko ;)
Artek skrócił pasek od spodni o trzy
dziurki. Ja zrzuciłam jakieś trzy kilo. Wiem, że to w większości
woda, bo po ciąży dużo jej zostaje w organizmie. Ale zawsze to
trzy kilo mniej do dźwigania dla moich nóg ;).
czwartek, 20 listopada 2014
Środa - dzień piąty
Rano -woda z cytryną i sok z marchwi
jabłka i kapusty. Ja lubię takie zestawienie, Artek chyba średnio
ale nie protestował ;) Do pracy dostał krem z buraków z
wczoraj i leczo oraz dwa jabłka.
Ja jadłam w ciągu dnia:
krem z buraków,
surówkę z kapusty kiszonej, jabłka i
marchewki,
surówkę z sałaty masłowej,
roszponki, pomidorów i czerwonej cebuli,
surówkę ze szpinaku, pomidorów i
cebuli,
zupę z marchwi, dyni i imbiru –
cudowna i także brak tłuszczu jej nie szkodzi. Wiem, że dla
zwolenników Montignaca taka zupa jest niejadalna, ze względu na
gotowaną marchew, na dodatek zmiksowaną ;) Ale ja tę zupę po
prostu uwielbiam. A kolor ma obłędny! Przesadziłam trochę z
imbirem, była gorzkawa.
Ugotowałam tez zupę selerową z
chrzanem i szpinakiem. Chrzan sama tarłam bo te w słoikach to mają
więcej dodatków niż tego niby-podstawowego składnika. Zupę
gotowałam według przepisu z bloga „dieta warzywno-owocowa” ale
oczywiście trochę zmieniłam. Wyszła całkiem niezła.
Ponownie odstawiłam vegetę i
postanowiłam odzwyczajać się od soli. Do tej pory soliłam sporo.
Teraz jak ugotowałam te zupy to Artek musiał sobie dosolić, choć
sam solił zawsze mniej niż ja. Spróbuję przyzwyczaić się do
małej ilości soli. Podobno potrzeba tylko 72 godzin na to.
Zobaczymy... ;)
Samopoczucie – bez szału. Trochę
jestem rozczarowana, bo na razie nie odczuwam jakichś
spektakularnych efektów. Ludzie piszą, że czują się na tej
diecie rewelacyjnie. Ja tam czuję się tak jak zwykle, tylko trochę
osłabiona. Czy to znaczy że zawsze przed dietą czułam się
rewelacyjnie? ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)