wtorek, 25 listopada 2014

Poniedziałek – dzień dziesiąty

Rano woda z cytryną i sok marchwiowo-jabłkowy.

Artek dostał do pracy zupę cukiniowo-cebulową i escalivadę oraz dwa jabłka.

Ja zjadłam surówkę z pomidorów i ogórków, zupę cukiniową, escalivadę.

Popołudniu ugotowałam krem buraczano-jabłkowy ze śliwką ale tym razem dodałam za dużo jabłek i wyszedł strasznie słodki. Poza tym ugotowałam zupę porowa, którą zamiast zakazanym ziemniakiem, zagęściłam rzepą. Wyszła beznadziejna, tym bardziej, że bardzo ograniczam sól.

Zrobiliśmy też leczo wspólnymi siłami – tzn. ja pokroiłam jarzynki, a Artek doprawił.
 
Na deser zjedliśmy po grapefruicie.


Zmęczona jestem już tym jarzynowym jedzeniem. Ja może bym jeszcze wytrzymała na surówkach ale żal mi patrzeć na Artka jak wcina zielsko ;).

Jest dość zadowolony bo zrzucił do tej pory 6 kg. Ze mnie spadło 5 kg. Dotrzymamy do piątku a od soboty zaczynam powoli wprowadzać inne produkty w wersjach jak najmniej tuczących.

Rozważam inne metody oczyszczania organizmu... ;)

Wypiłabym lampkę wina...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz