Artek dostał do pracy zupę
cukiniowo-cebulową i escalivadę oraz dwa jabłka.
Ja zjadłam surówkę z pomidorów i
ogórków, zupę cukiniową, escalivadę.
Popołudniu ugotowałam krem
buraczano-jabłkowy ze śliwką ale tym razem dodałam za dużo
jabłek i wyszedł strasznie słodki. Poza tym ugotowałam zupę
porowa, którą zamiast zakazanym ziemniakiem, zagęściłam rzepą.
Wyszła beznadziejna, tym bardziej, że bardzo ograniczam sól.
Zrobiliśmy też leczo wspólnymi
siłami – tzn. ja pokroiłam jarzynki, a Artek doprawił.
Na deser zjedliśmy po grapefruicie.
Zmęczona jestem już tym jarzynowym
jedzeniem. Ja może bym jeszcze wytrzymała na surówkach ale żal mi
patrzeć na Artka jak wcina zielsko ;).
Jest dość zadowolony bo zrzucił do
tej pory 6 kg. Ze mnie spadło 5 kg. Dotrzymamy do piątku a od
soboty zaczynam powoli wprowadzać inne produkty w wersjach jak
najmniej tuczących.
Rozważam inne metody oczyszczania
organizmu... ;)
Wypiłabym lampkę wina...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz