Wczoraj , czyli w poniedziałek rano,
wypiliśmy wodę z sokiem cytrynowym i sok z marchwi świeżo
wyciśnięty.
Artek poszedł do pracy zaopatrzony w
termos z zupą brokułową, i drugi termos z zupą cukiniową
i leczo albo inaczej mówiąc ratatuj bo bez wkładki mięsnej
;). Ponadto dostał dwa jabłka pieczone z malinami i dwa surowe.
Wieczorem wrócił z niezjedzonym leczo i zjadł go na kolację.
Okazało się przy okazji, że nabyłam w decathlonie rewelacyjny
termos obiadowy. Składa się z termosu i dwóch wewnętrznych
pudełek, w których od biedy można także jedzenie podgrzać w
mikrofali. Ale nie trzeba. Leczo wieczorem było jeszcze bardzo
ciepłe.
A ja jadłam:
resztkę leczo i zupy brokułowej na
śniadanie. Oraz surówkę z rzodkiewki i szczypiorku – wszystko
pyszne
Na obiad zjadłam trochę kiszonej
kapusty oraz surówkę z ogórków i pomidorów z cebulą. Tak, wiem,
że pomidorów i ogórków nie powinno się łączyć bo ogórki
zabijają witaminę C. Ale tej witaminy przy ostatnim menu raczej mi
nie brakuje a bardzo lubię takie zestawienie. ;)
Wycisnęłam tez sok z liści rzodkiewki, kapusty włoskiej, rzepy i dwóch jabłek. Z powodu rzepy był bardzo ostry w smaku. Dodałam ostropestu, mielonego lnu i wypiłam, trochę zostawiając dla Artka.
W międzyczasie smażyłam racuchy z
jabłkami i robiłam sos boloński do spaghetti dla dzieci. Olej
rzepakowy ze smażenia i oliwa z sosu jakoś dziwnie mi pachniały...
Najgorsze, że nie mogłam nawet
spróbować tego sosu. Ale młodzież stwierdziła, że dobry ;)
Zrobiłam obowiązkowy spacer z
Pawełkiem, choć krótszy niż w niedzielę bo miałam jeszcze w
perspektywie basen. Chodzimy z dziećmi co poniedziałek. One do Kraula na Koronie a ja sobie pływam na jednym z trzech ogólnodostępnych torów w tym samym czasie.
Na kolację zrobiłam jesienne
kalafiorki z piekarnika – ale nie wyszły za dobre bo dla mnie za
twarde. Dzisiaj je ugotuje na parze i zrobię z nich pure.
Dwie zupy:
z pieczonej papryki – pyszna jak
zawsze, nawet jej nie zaszkodził brak oliwy.
z rzepy - smak zaskakująco słodki.
Dodałam sporo koperku i jest ok.
Poza tym jeszcze udusiliśmy szpinak z
czosnkiem i gałką muszkatołową. Artek część zjadł a resztą nadziałam małe malinowe pomidory. Dzisiaj je podgrzałam
w garnku podlane odrobiną wody i dałam mu w termosie do pracy razem
z zupą paprykową.
Samopoczucie – wczoraj – super. W
nocy śniło mi się jedzenie ;) Dzisiaj czuję się bardzo słaba.
Poza tym jest mi jakoś tak wewnętrznie zimno. Nie czuję za to
głodu. Chyba się zaczęło...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz