Artek dostał do pracy zupę
selerowo-chrzanową ze szpinakiem, leczo i jabłka.
Ja jadłam:
zupę z marchwi i dyni z imbirem.
Trochę ją poprawiłam bo miała za dużo imbiru.
Surówkę z kiszonej kapusty, marchwi i
jabłka.
Surówkę z surowych buraków i
kiszonych ogórków z koperkiem – całkiem całkiem, ale szału nie
ma. Pewnie byłaby lepsza z odrobiną oleju.
Surówkę z sałaty strzępiastej,
pomidorów i cebuli czerwonej.
Wieczorem zrobiliśmy gaspacho a Artek
przyrządził sobie szpinak. Stwierdziliśmy, że skoro mamy
jeść tylko warzywa to chociaż jedzmy tylko te co nam smakują. Nie
będziemy zatem na siłę jeść gotowanej kapusty czy rzepy na
surowo ;)
Upiekłam jeszcze jabłka z malinami
posłodzone ksylitolem.
Stwierdziłam, że za mało piję.
Postanowiłam wypijać codziennie dwie półtoralitrowe butelki wody.
Zobaczymy czy dam radę. Najgorsze jest to, że do sikania latam
bardzo często i muszę pilnować, żeby znajdować się zawsze
blisko jakiejś toalety. Wczoraj utkwiłam w korku i było... hmm
dość ciężko ;)
Artek skrócił pasek od spodni o trzy
dziurki. Ja zrzuciłam jakieś trzy kilo. Wiem, że to w większości
woda, bo po ciąży dużo jej zostaje w organizmie. Ale zawsze to
trzy kilo mniej do dźwigania dla moich nóg ;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz